Grzegorz Makarewicz "gsmok"

   Długo zastanawiałem się, czy publikować ten wątek, ponieważ jestem zdania, że głównym zadaniem polskich producentów jest konkurowanie z Chińczykami, a nie ze sobą nawzajem. Z drugiej jednak strony doszedłem do wniosku, że nie powinienem zamiatać pod dywan cudzych niedociągnięć z powodu branżowej solidarności. Byłoby to nieuczciwe wobec potencjalnych nabywców. Jako że nie lubię mówić źle o innych, postaram się powstrzymać od oceniania i ograniczyć do przedstawienia faktów.

   Historia przedstawia się następująco. Mniej więcej przed dwoma tygodniami trafił do mnie wzmacniacz autorstwa wytwórni Audio-Akustyka o nazwie Auris, z diagnozą "gra źle, ostro, brak niskich tonów" i zaleceniem, aby sprawie zaradzić możliwie prostymi środkami.

   Na stronie producenta przeczytałem, że jest to wzmacniacz "bez kondensatorów w torze", który można przełączać tak aby pracował jako triodowy lub pentodowy, oraz jako przeciwsobny lub single-ended (!). Pasmo podane przez producenta to 10Hz-16kHz. Taki zestaw informacji nieco mnie zaniepokoił, ale postanowiłem podjąć wyzwanie.

   Opakowanie wzmacniacza stanowiła skrzynia z płyty wiórowej. W całości przesyłka ważyła 48kg. Po otwarciu zastałem taki oto widok:

   Zgodnie z opisem, jaki uzyskałem od właściciela, wzmacniacz został zmodyfikowany przez producenta w taki sposób, aby pracował cały czas jako triodowy SE z możliwością używania od jednej do czterech lamp mocy dowolnego typu.

   Mimo obecności pięciu podstawek novalowych po każdej stronie, jedynymi lampami sterującymi były ECC88, po jednej w kanale.

   Co zastanawiające, wzmacniacz miał wyprowadzone dwa uzwojenia wtórne do czterech osobnych zacisków, które zgodnie z zaleceniem producenta miały być łączone szeregowo dla obciążenia 8R i równolegle dla 4R. Oczywiście zamieniając połączenie uzwojeń z szeregowego na równoległe mamy zmianę napięcia w proporcji 1:2, a więc rezystancji w proporcji 1:4. Właściwszym byłoby więc opisanie obciążeń jako 16R i 4R, ewentualnie 8R i 2R.

   Środkowa gałka to włącznik sieciowy, o którym później, natomiast cztery pozostałe stanowiły przełącznik wejść i regulator głośności osobne w każdym kanale. Potencjometry posiadały silniki i możliwość sterowania z pilota. Funkcja balansu była zrealizowana w taki sposób, iż poruszał się tylko jeden z potencjometrów, desymetryzując układ, po czym przy regulacji głośności tak przesunięte względem siebie potencjometry poruszały się równocześnie. Łatwo się domyślić, że uzyskanie współbieżnej regulacji w ten sposób było w zasadzie niemożliwe.

   Z tyłu obudowy znajdowały się po dwie oprawki bezpiecznikowe na stronę, po jednej dla każdej pary lamp. Gniazda bananowe między lampami to z kolei punkty pomiarowe do regulacji prądów spoczynkowych każdej z par. Aby dokonać regulacji, należało włączyć miliamperomierz w odpowiednie gniazda i wyjąć bezpiecznik przypisany danej parze tak, aby prąd popłynął przez miernik.

   Nadszedł czas na odwrócenie wzmacniacza, z czym musiałem poczekać na pomoc, gdyż jak wspominałem, ważył 48kg. Po odwróceniu wzmacniacza i odkręceniu kolców, które jednocześnie stanowiły nóżki i zamocowanie dolnej płyty, moim oczom ukazał się taki oto widok:

 

   Dwa największe kondensatory to 2200uF/420V. Jak się później okazało, napięcie zasilania wynosiło 430V przy znamionowym 230V w sieci i podłączonych wszystkich stopniach wzmacniacza. Białe kostki w sąsiedztwie tych kondensatorów, to dławiki od świetlówek rurowych.

   W żadnym miejscu układu nie napotkałem na cokolwiek przypominającego szynę masy, lub punkt gwiazdy masy. Raczej poszczególne elementy były połaczone luźnymi przewodami o przeróżnych przekrojach i kolorach izolacji, w każdym z kanałów w inny sposób. Wzdłuż boków chassis poprowadzone były grube przewody firmy Klotz łączące gniazda wejściowe z przełącznikami wejść. Kątownik w centrum wzmacniacza przyciskał wiązkę przewodów do chassis. Izolacja wyprowadzeń transformatorów sieciowych była przytopiona i pozostawiała bardzo ciężkie do zmycia kolorowe plamy.

   Podczas wprowadzania modyfikacji część uzwojeń transformatorów stała się zbędna. Pozostawiono je w formie długich przewodów upiętych szybkozłączkami. Sprzężenie zwrotne zostało usunięte, a raczej urwane. Przy gniazdach wyjściowych pozostały wiszące rezystory.

   Chassis było niestety gęsto skropione kalafonią i kroplami cyny wtopionymi w lakier.

 

   Gniazda wyjściowe były połączone z transformatorami za pomocą tego samego grubego przewodu ekranowanego Klotz, co wejścia. Same gniazda były przykręcone dziwnymi ciężkimi śrubami, a przewody przylutowane bezpośrednio do gniazd, bez użycia oczek. Izolacja przewodów była w wielu miejscach przypalona lutownicą.

Ciąg dalszy nastąpi (kiedyś).

 Grzegorz Makarewicz "gsmok"