Grzegorz "gsmok" Makarewicz
Wzmacniacz lampowy EgoVox pod względem ilości informacji dostępnej na jego temat należy do jednego z najbardziej "tajemniczych" produktów na naszym rynku. Moje poszukiwania w domowych zasobach bibliotecznych skończyły się na jednym artykule w prasie fachowej, a mianowicie na opisie testu systemu odsłuchowego pt. "Ścisła specjalizacja" w kwietniowym numerze miesięcznika Audio-Video z 2006 roku. Oceniany system odsłuchowy bazował właśnie na wzmacniaczu EgoVox na lampach EL34 w stopniu końcowym.
Nieco więcej informacji na temat pierwszej konstrukcji EgoVox-a, tym razem na lampach EL84 w stopniu końcowym można znaleźć w czerwcowym numerze Audio-Video z 2004 r., ale zważywszy na fakt, że przedstawiony tam test dotyczy innej wersji wzmacniacza (analogiczny układ ale inne lampy końcowe), przedstawione w nim informacje można potraktować tylko jako uzupełnienie i źródło paru interesujących ciekawostek na temat wspólnego polsko-chińskiego przedsięwzięcia biznesowego. Do kilku informacji odniosę się w dalszej części opisu.
O ile brak informacji w literaturze "papierowej" raczej mnie nie dziwi, to posucha w wynikach poszukiwań w zasobach internetowych jest sporą niespodzianką. Dlaczego? Ano dlatego, że ten wzmacniacz jest oferowany w paru sklepach i często pojawia się na aukcjach internetowych. Wygląda na to, że posiadacze tego wzmacniacza pozbawieni są nawet podstawowej dokumentacji. Szczerze mówiąc, dziwię się, że dystrybutorzy oraz konstruktor EgoVoxa, we własnym, dobrze pojętym interesie nie udostępniają nie tylko dokumentacji, ale nawet instrukcji obsługi .
Z wyglądu wzmacniacz EgoVox jest konstrukcją o klasycznym kształcie. Wyróżniającą cechą, rzucającą się w oczy jest bardzo solidna osłona lamp.
Osłona jest tak sztywna, że przewyższa pod tym względem podstawowe konstrukcje nośne (chassis) niektórych lampowych wzmacniaczy importowanych z Chin. W górnej części osłony wycięty jest otwór przez który widoczna jest "plakietka" z nazwą wzmacniacza. Widać ją na poniższej fotografii pokazującej wzmacniacz po zdjęciu osłony (w tym celu należy odkręcić cztery potężne śruby imbusowe). Osłonę można bardzo łatwo zdemontować - zajmuje to dosłownie parę minut. Zupełnie inna sprawa to jej zamontowanie. Trafienie długimi śrubami w niewidoczne otwory potrafi zająć godzinę .
Obsada lamp jest imponująca - jest ich JEDENAŚCIE . Lampy to 1x6N9S (6H9C), 4x6N8S (6H9C), 2x 5C4S i 4xEL34. W opisywanym egzemplarzu wszystkie lampy wyprodukowane zostały w Chinach.
Z przodu wzmacniacza umieszczony jest patrząc od lewej strony:
- selektor wejść pełniący równocześnie rolę przełącznika lampy podlegającej kontroli pod kątem wartości prądu spoczynkowego,
- pięknie podświetlony na żółto wskaźnik do kontroli poprawnej pracy lamp końcowych (napięcie do podświetlenia "podkradzione" jest z uzwojenia żarzenia), oraz
- potencjometr regulacji głośności.
Włącznik sieciowy umieszczony został z lewej strony wzmacniacza. To rozwiązanie jest często stosowane, choć niezbyt praktyczne, albowiem uniemożliwia dosunięcie do wzmacniacza innego elementu toru elektroakustycznego np. odtwarzacza CD itd.) Z drugiej strony takie umiejscowienie wyłącznika pozwala na skrócenie okablowania od strony pierwotnej transformatora sieciowego i zmniejszenie związanych z tym zakłóceń. Coś za coś.
Na tylnej ściance umieszczono gniazda RCA czterech wejść, gniazda głośnikowe z uwzględnieniem możliwości podłączenia głośników 4Ω i 8Ω oraz gniazdo do podłączenia kabla sieciowego. Wszystkie gniazda sprawiają wrażenie bardzo porządnych choć nie pochodzą od audiofilskich producentów.
Na prawej ściance na fotografii poniżej pusto - i słusznie, bo nie pozostało nic sensownego do umieszczenia. Przynajmniej z tej strony nie ma problemu z przytuleniem do wzmacniacza jakiegoś urządzenia audio.
Zanim przejdę do stopniowego demontażu osłon i wglądu we wnętrze wzmacniacza parę słów na temat poruszonego na początku opisu, braku dokumentacji. Otóż pewne "opiniotwórcze" forum dyskusyjne może się "pochwalić" wątkiem, w którym uczestnicy analizują kwestię regulacji prądu spoczynkowego lamp końcowych we wzmacniaczu EgoVox. Wzmacniacz wymaga regulacji, czy też nie? - oto jest pytanie. Pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia dochodzą w końcu do wniosku, że jest to wzmacniacz wymagający takiej regulacji. Ale gdzie są elementy regulacyjne? Wśród różnych pomysłów najbardziej spodobał mi się ten, zgodnie z którym do regulacji "biasu" służą specjalne śruby o nietypowych łbach umieszczone przy lampach końcowych, więc aby nimi pokręcić potrzebny jest specjalny "audiofilski" śrubokręt imbusowy .
A oto widok wspomnianych "elementów regulacji biasu" (w żółtych obwódkach). Są nawet po dwa dla każdej lampy. A teraz na poważnie - nie chciałbym w żadnym wypadku wprowadzić kogoś w błąd. To są oczywiście śruby, którymi podstawki lamp są przykręcone do chassis, a wzmacniacz nie posiada elementów regulacji prądów spoczynkowych lamp końcowych.
Po wyjęciu wszystkich lamp widzimy, że każda podstawka przykręcona jest solidnymi śrubami, których - podkreślam - jedyną funkcją jest mechaniczne umocowanie podstawek lampowych do chassis.
Wystarczy tych żartów. Skoro lampy zostały wyjęte, można wzmacniacz odwrócić bez obawy ich uszkodzenia. Oto widok od spodu. Solidna osłona z otworami wentylacyjnymi zapewniającymi odpowiednią cyrkulację powietrza. Wzmacniacz, nawet po kilkugodzinnej ciągłej pracy nie nagrzewa się zbytnio.
Po odkręceniu osłony ukazuje się widok środka w całej okazałości.
We wzmacniaczu zastosowano montaż mieszany. Zasilacz, oraz układ przełączania wejść zostały zmontowane na dwóch płytkach drukowanych. Układ wzmacniający został zmontowany techniką przestrzenną wspomaganą za pomocą listewek lutowniczych przykręconych bezpośrednio do chassis. Listewki tak dobrano, że wykorzystane zostały wszystkie punkty lutownicze - tam, gdzie potrzebne są trzy punkty, są listewki trzypunktowe, tam gdzie cztery - listewki czteropunktowe itd. Bardzo porządny montaż .
Czas na parę słów na temat szczegółów układowych. Na podstawie wstępnego porównania wnętrza opisywanego tutaj wzmacniacza z fotografią wnętrza jego młodszego brata umieszczoną w AudioVideo 6/2004 przyjąłem, że pomijając stopień końcowy, tor wzmacniający wzmacniacza z lampami końcowymi EL84 powinien być podobny do tego, który zastosowano we wzmacniaczu z lampami EL34. Kilka informacji udostępnionych przez konstruktora wzmacniacza redaktorom AudioVideo powinno być więc aktualnych również w przypadku niniejszej konstrukcji. Cóż to z informacje? Oto one (proszę pamiętać, że te dane dotyczą wersji z lampami EL84 a nie EL34):
- W każdym kanale pracuje 5 triod i 2 pentody mocy.
- Pierwszy stopień wykorzystuje połówkę lampy 6H8C i jest klasycznym układem wzmacniacza napięciowego, do którego doprowadzony jest sygnał pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego.
- Sygnał dalej podawany jest na układ odwracacza fazy (inwertera) pracujący w konfiguracji różnicowej (dwie połówki lampy 6H8C).
- Sygnał w odwracacza trafia do wtórników katodowych (kolejna 6H8C) z dzielonym obciążeniem, innym dla składowej stałej i zmiennej. Układ jest nietypowo zasilany i stanowi autorskie rozwiązanie konstruktora będące rozwinięciem unikalnego pomysłu zaproponowanego w 1926 roku przez P.N. Kuksjenko. Zaletą tej konfiguracji jest dobre wysterowanie lamp końcowych, niezależne od ich pojemności wejściowej.
I to by było na tyle jeśli chodzi o informacje z AudioVideo. Próbowałem znaleźć coś na temat układu Kuksjenki, ale mimo, że dostępnych jest sporo jego archiwalnych opracowań, nie znalazłem nic na temat wspomnianego układu. Byłbym wdzięczny, gdyby ktoś, kto ma jakieś informacje na jego temat uzupełnił niniejszy opis. Tak czy inaczej pewnie zrobię kiedyś jakieś obliczenia symulacyjne.
Przystąpiłem do próby odtworzenia schematu. Ponieważ schemat wzmacniacza zrysowałem "z natury", nie było to proste, gdyż część połączeń doprowadzonych do listewek montażowych od spodu jest praktycznie niedostępna. Okazuje się, że moje przypuszczenie co do konfiguracji wzmacniacza było prawidłowe. To ta sama konfiguracja, która została opisana w AudioVideo. Jedyna różnica, to ta, że w stopniu wstępnym w egzemplarzu, który badałem zastosowana była lampa 6H9C a nie 6H8C.
W chwili obecnej schemat nie za bardzo nadaje się do publikacji . Wystarczy spojrzeć na poniższą próbkę, która i tak wygląda najlepiej z wszystkich, które narysowałem. Pozostałe fragmenty wstyd pokazać przed spokojnym przerysowaniem na czysto. Przedstawiony fragment pokazuje napięciowy stopień wstępny (lampa L9) z doprowadzonym ujemnym sprzężeniem zwrotnym (z wyjścia 8Ω transformatora głośnikowego) oraz inwerter fazy (lampa L8).
Wykonałem swego rodzaju dokumentację łączącą (za pomocą oznaczeń) schemat z konkretnymi rzeczywistymi elementami. Na poniższej fotografii widoczne są wszystkie elementy elektroniczne. Zdaję sobie sprawę, że przy takich wymiarach rysunku nie są dobrze widoczne. Aby umożliwić analizowanie szczegółów rysunek można wyświetlić w formie powiększonej klikając na nim myszką, albo...
... zapoznając się z przedstawionymi niżej i opisanymi fragmentami składowymi.
Na poniższej fotografii pokazany jest stopień napięciowy (lampa L9), inwerter fazy (lampa L8) oraz wtórnik sterujący lampami wyjściowymi (lampa L7). Oznaczone zostały oczywiście wyłącznie elementy jednego kanału. Sygnał wejściowy z suwaka potencjometru (niebieski Alps o rezystancji 100kΩ) podawany jest bezpośrednio na siatkę sterującą lampy L9. Lampa ta jest sprzężona bezpośrednio w inwerterem fazy. Sygnał z wyjść inwertera podawany jest z kolei poprzez kondensatory C2 i C3 na wejścia wtórników.
Wtórniki sterują lampami końcowymi (L3 i L4) pracującymi w układzie Push-Pull jako pentody. Transformator głośnikowy nie ma odczepu do pracy ultraliniowej. Na fotografii widoczne są dwa rezystory probiercze (R16 i R17) przeznaczone do pomiaru prądu spoczynkowego wskazywanego podczas pracy wzmacniacza przez wskaźnik na płycie czołowej.
A tutaj mała ciekawostka montażowa. Rezystory, poprzez które dostarczane jest ujemne napięcie polaryzujące siatki lamp końcowych zmontowane są "na krzyż". Dla jednego kanału jest to rezystor R12 zamontowany w pobliżu lamp końcowych tego kanału, oraz rezystor R13 zamontowany na listwie montażowej umieszczonej w pobliżu przeciwstawnego kanału i na odwrót. Nie bardzo wiem dlaczego zastosowano taki montaż. Powoduje on, że w każdym kanale jeden z przewodów połączeniowych jest znacznie dłuższy od drugiego. To chyba jednak nie przypadek i coś się za tym kryje - ale co?
Widoczne na fotografii lampy L10 i L11 to lampy prostownicze.
Teraz zasilacz. Widzimy tutaj (z prawej strony) układ opóźnionego załączania napięcia anodowego. Włączenie odbywa się w sposób łagodny. Zastosowano prostownik półprzewodnikowo-lampowy (mostek B1 oraz widoczne na poprzedniej fotografii lampy L10 i L11). Wyjście prostownika podawane jest na pierwszy kondensator filtrujący (C8) poprzez rezystor R25. W trakcie nagrzewania się lamp prostowniczych napięcie łagodnie narasta i jest cały czas obniżone przez spadek napięcia na szeregowo włączonym rezystorze R25. Po pewnym czasie włączany jest przekaźnik zwierający rezystor R25 i dopiero wówczas na kondensatorze C8 pojawia się pełne napięcie anodowe.
A oto cały zasilacz anodowy z pełną obsadą filtrów.
Na początku filtr CLC na kondensatorze C8, dławiku umieszczonym poza płytką (fotografia jest w dalszej części opisu) i kondensatorze C9. W efekcie uzyskiwane jest napięcie zasilające rozprowadzone po wzmacniaczu z punktu oznaczonego jako Z1.
Kolejne filtry - rezystor R19, kondensator C10 i napięcie Z2, oraz rezystor R20, kondensator C1 i z niego napięcie Z3.
Lewa strona płytki przeznaczona została na zasilacz napięcia ujemnego. Mamy tu mostek półprzewodnikowy B3, filtr C12-R22-C13 i po nim dwa rozdzielone układy filtracji R23 i C14 oraz R24 i C15. Rezystor R21 nie jest elementem zasilacza. Jest on włączony szeregowo pomiędzy masę zasilacza a chassis wzmacniacza (podłączenie do chassis wykonane jest za pomocą widocznego z lewej strony czarnego przewodu).
A teraz czas na galerię zdjęć ze szczegółami. Komentarz ograniczyłem do minimum. Zaczynam oczywiście od części wzmacniającej.
Po części wzmacniającej przyszedł czas na układ zasilacza. Zanim pokażę szczegóły celem przypomnienia zamieszczam widok całego wnętrza.
Oto dławik filtrujący napięcie anodowe. Solidna bestia na rdzeniu zwijanym.
Na poniższej fotografii z prawej strony widoczny jest rezystor poprzez który masa zasilacza jest połączona z chassis. Sposób obróbki punktu przyłączeniowego na chassis jest żenujący . Do tego to tylko połowa smutnej prawdy - druga połowa pokazana jest w dalszej części opisu.
Doskonała jakość lutowania elementów na płytce drukowanej. Jest na co popatrzeć. Nie mogłem się powstrzymać przed umieszczeniem kilku zdjęć. Brawo!!!
Solidny "placek" masowy i szereg czarnych i białych przewodów rozprowadzających masę po układzie wzmacniacza. Podobny "placek" z czerwonymi przewodami napięcia anodowego. Dla "zmyłki" jeden z czerwonych przewodów okazuje się być żółty.
A oto wspomniana "druga połowa smutnej prawdy". Do usunięcia farby z chassis zastosowano metodę "pazurkową" . O takie potraktowanie chassis wzmacniacza podejrzewałem dwa koty Kolegi : Funię i Czarusia. Oto one. Jak widać udają, że nic się nie stało i dla utrudnienia starają się być nie do odróżnienia.
Intensywne śledztwo wykazało, że sprawcą mogły być pazury Funi - kociego komandosa.
A teraz już na poważnie. Czy naprawdę nie można było tego zrobić profesjonalnie? Przecież te dwie małe niedoróbki psują cały efekt montażowy wnętrza wzmacniacza. Odnoszę wrażenie, że połączenie masy układu z chassis zostało przegapione na etapie projektowania i widoczne rozwiązanie jest efektem rozpaczliwych prób załatania tej dziury już w wyprodukowanych wzmacniaczach - stąd te "zdrapki" i niezgodne z przyjętymi zasadami zastosowanie dwóch a nie pojedynczego, punktów łączenia masy układu i chassis. Przy okazji - śruby mocujące oczka lutownicze służą równocześnie do przykręcenia osłony transformatorów.
A teraz elementy związane w obsługą doprowadzonych i wyprowadzonych sygnałów.
Zacznijmy od włącznika sieciowego. Jest on, jak widać zabezpieczony dodatkową elastyczną osłona, dzięki której miejsca podłączenia przewodów są całkowicie zasłonięte. Przewody umieszczone zostały w koszulkach olejowych - w sumie prawdziwy "szczyt" bezpiecznego montażu . Włącznik umieszczony jest w bezpośrednim sąsiedztwie selektora wejść. Nie ma jednak obawy o powstawanie z tego powodu przydźwięku.
Ten "czerwony koleś" coś mi przypomina i nie całkiem pasuje do pozostałego towarzystwa . To nie zmienia faktu, że oczywiście nie mam nic przeciwko tym rezystorom - wręcz przeciwnie.
Gniazda wejściowe i zestaw przekaźników służących do zmiany aktywnego kanału wejściowego.
Porządny niebieski Alps.
Przełącznik wejść (styki z lewej strony) i mierzonych lamp (styki z prawej strony).
Jeszcze raz przekaźniki. Zastosowano tu pomysłowy montaż ułatwiający serwisowanie wzmacniacza. Przewody można bowiem lutować bez konieczności demontowania płytki drukowanej. W tym celu na płytce umieszczono pętelki lutownicze.
Tutaj widać pętelki w całej okazałości.
Ponieważ jestem zainteresowany przede wszystkim szczegółami technicznymi, podobnie jak i w innych opisach umieszczonych przeze mnie w Galerii nie odnoszę się szczegółowo do walorów brzmieniowych analizowanego sprzętu. Wzmacniacz EgoVox na lampach EL34 gra dobrze. Ze względu na dosyć specyficzną usterkę, z którą do mnie trafił, miałem okazję posłuchać go przez wiele godzin, i nie mam większych zastrzeżeń. Na pewno na sposób mojego subiektywnego odbioru ma wpływ moja opinia dotycząca jego konstrukcji - jest po prostu dobrze wykonany, więc powinien dobrze grać.
Osoby zainteresowane testami odsłuchowymi przeprowadzonymi przez fachowców zapraszam do zapoznania się z wynikami testu zamieszczonego w Audio-Video nr 4/2006. Z góry zaznaczam jednak, że przedstawione tam dwie audiofilskie opinie tradycyjnie prowadzą do rozwodnienia mózgu i najlepiej po prostu skorzystać z jakiejś okazji i posłuchać tego wzmacniacza osobiście.
Opracowanie: Grzegorz "gsmok" Makarewicz,